wtorek, 15 kwietnia 2014

Lewe interesy



Robert Lewandowski celebrujący zdobycie gola /bundesliga.com

Robert Lewandowski właśnie strzelił swoją setną bramkę w Borussi Dortmund. Potwierdził tym samym, że jest jednym z największych graczy niemieckiego klubu w historii. Polak w ostatnim meczu w sezonie ma szansę na piękne pożegnanie z kibicami, nawet tymi, którzy nazwali go Judaszem. „Lewy” nie musi nikogo przepraszać, swoje zrobił, kontrakt wypełnił, dał z siebie znacznie więcej, aniżeli od niego oczekiwano. 
Napastnik nigdy nie powiedział, że chce zagrać w BVB do końca kariery. Co więcej, od początku deklarował, że chciałby znaleźć się w jeszcze lepszym klubie, może nawet w innej lidze. Tymczasem w styczniu, internetowe fora zawrzały. Portale informacyjne prześcigały się w newsach na temat transferu do wielkiego Bayernu, który wtedy oficjalnie potwierdzono. Cześć kibiców wylewała swe żale, nazywając gracza chciwym sprzedawczykiem. 

Gdy Robert Lewandowski odchodził z Lecha Poznań, wielu wróżyło mu  byt podobny do większości zawodników, którzy zdecydują się wyjechać z naszej ligi, do rozgrywek mocniejszych. Rzeczywiście, na początku było ciężko. Borussia grała jednym napastnikiem, a świetną skutecznością popisywał się Lucas Barrios. W piłce jak w życiu, trzeba czekać na właściwy moment, a gdy się on nadarzy, trzeba go wykorzystać, w innym wypadku przegrywasz. Kontuzja Paragwajczyka pozwoliła wskoczyć „Lewemu” do pierwszego składu. Miejsca już nie oddał, wykorzystał swoją szansę. 

Napastnik walnie przyczynił się do zdobycia trofeów. BVB zaliczyła piękny okres w historii, a cała trójka Polaków była jej częścią. Cztery bramki strzelone Realowi będą wspominane przez przyszłe pokolenia, a o polskim piłkarzu media nie napisały nigdy wcześniej tyle, co tamtej nocy. Takie spotkanie zdarza się raz w życiu. Na szczęście, Polakowi ten dzień przypadł w meczu z samym Realem Madryt, a nie Freiburgiem. 

Lewy nie zawodził w lidze (71 bramek), w krajowych pucharach (12 trafień) oraz w Champions League (17 goli). Wciąż zachowuje także szanse na koronę króla strzelców. Myli się ten, kto uważa, że Robert postawił niemieckiemu klubowi ultimatum. Zawodnik przed sezonem dał jasno do zrozumienia, że chce odejść z klubu. Działacze zadecydowali jednak, że gra zawodnika może przynieść więcej korzyści, aniżeli sama kwota transferu, toteż pozwolili odejść Robertowi za darmo. Jak się okazało, była to całkiem przemyślana decyzja.

Największym przegranym transferu napastnika jest… Znicz Pruszków oraz stołeczna Varsovia. To w tych klubach  występował wcześniej Lewandowski. Mowa o procencie od kwoty transferu dla klubów, w których piłkarz grał przed 23 rokiem życia. Jest to tak zwana "opłata solidarnościowa", która znajduje się w transferowych przepisach FIFA. Opłata wynosi 5 procent kwoty transferu do podziału dla wszystkich klubów, w których zawodnik był zarejestrowany między 12. a 23. rokiem życia. Zważywszy na fakt, iż Polak jest wyceniany obecnie na 50 milionów Euro, to kwota rzędu kilkuset tysięcy złotych, co byłoby sporym zastrzykiem gotówki nawet dla Lecha Poznań, w którym także grał zawodnik. Dla wyżej wymienionych klubów byłby to niemal los na loterii, który zapewniłby spokojny byt na kolejne lata.

Lewandowski zatriumfował po raz kolejny. To zawodnik, który nigdy publicznie nie deklarował swojego przywiązania do danego klubu. Różnica pomiędzy jego transferem, a przenosinami Mario Goetze jest kolosalna. „Lewy” nie całował herbu, nie mówił o dozgonnej miłości do klubu. Nie każdy w piłce musi być Gerrardem. Jeśli sam gracz zachowuje się fair, to nie powinien słyszeć gwizdów na stadionie byłego klubu, jeśli się one pojawią, wtedy odniosło się sukces. Jest się ważniejszym, od tych, którzy za ważnych tylko się uważają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz