Diego Simeone kocha klub, a fani kochają jego /www.insidespanishfootball.com |
Atletico sensacyjnie prowadzi w tabeli Primera Division. Dotarło
aż do półfinału Ligi Mistrzów. Zaskoczeni wynikami są nawet najwierniejsi
kibice. Podopieczni Diego Simeone udowodniają, że w piłce nie jest
najważniejsza kasa. Wyjściowa jedenastka stołecznych piłkarzy wyceniana jest na
216 mln euro[i], to
ponad dwa razy mniej, aniżeli ich rywali z ćwierćfinału. Atletico nie patrzy na
liczby, grają swoje i są w tym piekielnie dobrzy.
Ostatnie lata sprawiły, że mówiąc o hiszpańskich klubach myśleliśmy przede wszystkim o Barcelonie i Realu. W tym roku do tego grona dołączyło Atletico. To o tyle dziwne, że przed sezonem pozbyli się swojego najlepszego gracza – Radamela Falcao. Diego Simeone, nie tylko potrafił go zastąpić, ale także sprawił, że w Hiszpanii nikt już o Kolumbijczyku nie pamięta.
Wbrew panującej opinii sukces Atletico nie wziął się z
przypadku. To klub z tradycjami, który dziewięciokrotnie sięgał po mistrzostwo
Hiszpanii, a także był finalistą Pucharu Mistrzów (obecnej Ligi Mistrzów) w
sezonie 1973/74. Atletico odżywa na naszych oczach. Czy utrzyma się na
szczycie? Ciężko powiedzieć, olbrzymi potencjał może zostać stłamszony przez
bogaczy zza rogu – Real Madryt i FC Barcelona przyzwyczaiły się do dominacji, nie
zaakceptują tego, aby prawdziwe Gran Derbi odbywało się na stadionie Estadio
Vicente Calderón w Madrycie. Taka okazja może nie nadarzyć się prędko i trzeba
ją wykorzystać, zanim w klubie odbędzie się letnia wyprzedaż.
Los Rojiblancos zachwycają nie tylko wynikami, ale także
stylem. Prezentują futbol efektowny, a przy tym niezwykle efektywny. W 33. spotkaniach
w tym sezonie, stracili jedynie 22. bramki, aplikując przeciwnikom aż 72
trafienia. Spora w tym zasługa Diego Costy. Brazylijczyk, który w ostatnim
czasie przyjął hiszpańskie obywatelstwo godnie zastąpił wspomnianego wcześniej
Falcao. Do tabeli ligowych strzelców wpisał się już 26 razy, co jest drugim
wynikiem, zaraz za Cristiano Ronaldo.
Hiszpanie przez długi czas nie mogli pozbyć się łatki klubu
solidnego, lecz wciąż nie wybitnego. Wszystko zmieniło się 27 grudnia 2011 wraz
z przyjściem nowego trenera. Został nim Argentyńczyk Diego Simeone, który
jeszcze kilka sezonów wcześniej występował w drużynie jako zawodnik.
Postawienie na niedoświadczonego szkoleniowca szybko się opłaciło. 9 maja 2012
roku klub ponownie wygrał Ligę Europejską, w finale sezonu 2011/2012 pokonując Athletic
Bilbao. 31 sierpnia 2012 roku hat-trick Falcao zapewnił kolejny Superpuchar
Europy, drużyna wygrała 4-1 ze zwycięzcą Ligi Mistrzów Chelsea Londyn na Stade
Louis II w Monako.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Triumfy w „pucharze pocieszenie”
nie wystarczyły. Każdy w Madrycie marzył o Champions League. Sen się ziścił już
rok później. W tym sezonie Atletico pewnie wygrało swoją grupę, następnie
eliminując światowe potęgi – Milan oraz Barcelonę. Świetna gra sprawiła, że to piłkarze
ze stolicy Hiszpanii są faworytem potyczki z londyńską Chelsea. Stawką jest
finał, w którym Atletico ostatni raz zagrało 40 lat temu.
.
Simeone stworzył skład kompletny. W bramce świetnie spisuje
się wypożyczony z Chelsea, Thibaut Courtois. Obronę w ryzach trzymają Juanfran
oraz Godin. Jednak jak podkreśla szkoleniowiec, defensorem w zespole jest każdy
zawodnik, a jego prawdziwa siła tkwi w kontratakach. W pomocy najważniejszymi
zawodnikami są Gabi oraz Koke, tego drugiego sam Xavi Hernandez namaścił na
swego następcę w reprezentacji Hiszpanii. Pomimo sprowadzenia do klubu Davida
Villi, to wciąż Diego Costa niepodzielnie rządzi w ataku. Przez agresywną grę
przypięto mu łatkę boiskowego zawadiaki, lecz jego umiejętności nie kwestionuje
nikt. Jest niemal pewne, że strzelec w przyszłym sezonie zmieni otoczenia, a o
jego pozyskanie stara się przede wszystkim londyńska Chelsea.
Atletico Madryt generuje roczne przychody w wysokości 120
mln euro[ii].
To czterokrotnie mniej, aniżeli ich niedawni rywale – Barcelona. To także
zdecydowanie najgorszy wynik z całej czwórki, która pozostała w walce o
Champions League, czyli w europejskiej bajce, w której jest jeden kopciuszek. O
tym, do kogo należą złote buty dowiemy się już 24. marca w Lizbonie. Tymczasem
bajka trwa nadal, lecz znajdzie się wielu, którzy będą chcieli ją przerwać.
Teraz każdy mecz będzie jak finał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz