Karim Benzema zdobył wczoraj decydującą bramkę / fot. Paul Bryan - uefa.com |
Łatwo jest krytykować zespół po porażce. Jednak maszynka Guardioli się wykoleiła i nie chce wrócić na właściwe tory. Inny Bayern oglądaliśmy już w pierwszym meczu z Manchesterem. Wtedy w piłkę grali Niemcy, lecz groźniejsze okazje stwarzały „Czerwone Diabły”.
Bawarczycy mieli przewagę w każdym aspekcie gry, za wyjątkiem najważniejszej statystyki – tam po końcowym gwizdku wciąż widniało „0”. 692 podania, 18 strzałów i 15 kornerów przyniosły… jedną groźną sytuację. Po strzale Goetze świetnie spisał się niezastąpiony Iker Casilias. Taki wynik zwyczajnie nie przystoi drużynie, którą uważa się za najlepszą na świecie.
Poprzedni trener, Jupp Heynckes wyznawał zupełnie inną filozofię gry. Bayern momentami potrafił zagrozić z kontry, piłkarze nie bali oddawać się strzałów z dystansu. Dziś o tych elementach nie ma mowy. Z piłką niemalże trzeba wejść do bramki, najlepiej wymieniając wcześniej kilkadziesiąt celnych podań. Jednak one nie wnoszą nic do gry, gdy Bayern piłkę rozgrywał, Real doskonale organizował formację obronną, która dziś zagrała wyjątkowo dobrze.
Całość dostępna w serwisie Interia 360 - Nie klękajmy przed Bayernem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz