środa, 23 kwietnia 2014

Fajerwerków nie będzie

Fani Chelsea kochają zwycięstwa bardziej aniżeli styl / fot.  Tom Jenkins - Guardian
Kochamy piękne porażki. Nie potrafimy docenić brzydkich zwycięstw. Drużyna Jose Mourinho grała nieefektownie, ale piekielnie efektywnie. Portugalczyk wywozi z Madrytu bezcenny remis, który satysfakcjonuje tylko jedną drużynę, to on wychodził ze stadionu uśmiechnięty. 


Wielu spodziewało się fajerwerków. Przecież to półfinał Ligi Mistrzów, spotykają się najlepsze drużyny w Europie, to będzie wspaniałe widowisko. Ze śmiechem reagowałem na podobne opinie. Plan Londyńczyków był jasny – nie stracić bramki, a jej zdobycie nie było priorytetem. Każdy kto obserwował grę Chelsea w półfinale z Barceloną, powinien spodziewać się podobnego widowiska.

Media są zgodne. Atletico grało w piłkę, Chelsea na boisku tylko była. Dobrze, tylko gdy popatrzymy na tablicę wyników, zobaczymy tam dwa zera, a to przy angielskiej drużynie wcale nie jest mniejsze. Rezultat cieszy londyńskich fanów, a także nie smuci Hiszpanów, bowiem w rewanżu może zdarzyć się wszystko.

Jose Mourinho nie musi nikomu nic udowadniać. Zdołał on, będąc jeszcze trenerem Realu zdobyć 100 punktów oraz 120 goli w sezonie. Dobry trener nie zmienia swojej taktyki, geniusz potrafi dopasować ją do okoliczności.

To spotkanie było przykładem perfekcjonizmu w defensywie. Do czasu kontuzji Johna Terrego gospodarze nie potrafili zagrozić bramce Cecha, a następnie Schwarzera. Z drugiej strony zagrożenie było jedynie przy stałych fragmentach gry, lecz w tych, także obrońcy spisywali się bez zarzutu. Sprawdziła się stara piłkarska zasada, mówiąca o tym, że budowanie składu należy zacząć od defensywy, bo przecież kiedy bramek się nie traci, to nie trzeba ich strzelać.

W Polsce kochamy piękne porażki. Z Niemcami walczyliśmy, prawie zremisowaliśmy, a chłopaki wypluwali płuca, byleby przegrać jak najmniej. W prawdziwym futbolowym świecie liczą się jednak przede wszystkim trofea, a te przynoszą pieniądze. Za porażki nikt nie zapłaci, o zwycięzcach pamięta się latami.

Niefortunnie brzmią teraz słowa Jose Mourinho, który lekceważąco wypowiadał się o taktyce West Hamu. „The Special One” krytykował podopiecznych Sama Allardyce`a za styl, który jego zdaniem przypominał XIX – wieczny futbol. Czym różniła się jego ekipa od drużyny „Młotów”? Niczym, każdy kto zna charyzmatycznego szkoleniowca, powinien wiedzieć, że w swych gierkach nie zawsze pozostaje do końca fair. Na pomeczowej konferencji słyszeliśmy jedynie o perfekcyjnie zrealizowanych założeniach taktycznych, o futbolu sprzed dwustu lat - nikt nie wspominał.

„Mou” może zostać pierwszym trenerem, który wygra Champions League z trzema różnymi zespołami. Jest zdeterminowany, zrobi wszystko, aby to osiągnąć. Nie liczy się  styl, ważne są tylko wyniki, które usatysfakcjonują właściciela, kibiców i jego samego. Jedynym, ale za to niepodważalnym argumentem, broniącym złego stylu, są zwycięstwa, a tych Mourinho odnosi sporo.

W futbolu, jak i w życiu. Możesz nie mieć inicjatywy, a i tak kontrolować przebieg wydarzeń. Oczywiście, Chelsea jeszcze daleko do końcowego triumfu, a przyjętą taktykę będziemy oceniać po rewanżu. We wtorkowy wieczór spotkały się drużyny solidne o żelaznej dyscyplinie, kto chce oglądać futbol finezyjny – niech włączy dziś spotkanie Realu z Bayernem, tam z pewnością go nie zabraknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz