Fani Chelsea kochają zwycięstwa bardziej aniżeli styl / fot. Tom Jenkins - Guardian |
Wielu spodziewało się
fajerwerków. Przecież to półfinał Ligi Mistrzów, spotykają się najlepsze
drużyny w Europie, to będzie wspaniałe widowisko. Ze śmiechem
reagowałem na podobne opinie. Plan Londyńczyków był jasny – nie stracić
bramki, a jej zdobycie nie było priorytetem. Każdy kto obserwował grę
Chelsea w półfinale z Barceloną, powinien spodziewać się podobnego
widowiska.
Media są zgodne. Atletico grało w piłkę, Chelsea na boisku tylko była. Dobrze, tylko gdy popatrzymy na tablicę wyników, zobaczymy tam dwa zera, a to przy angielskiej drużynie wcale nie jest mniejsze. Rezultat cieszy londyńskich fanów, a także nie smuci Hiszpanów, bowiem w rewanżu może zdarzyć się wszystko.
Jose Mourinho nie musi nikomu nic udowadniać. Zdołał on, będąc jeszcze trenerem Realu zdobyć 100 punktów oraz 120 goli w sezonie. Dobry trener nie zmienia swojej taktyki, geniusz potrafi dopasować ją do okoliczności.
To spotkanie było przykładem perfekcjonizmu w defensywie. Do czasu kontuzji Johna Terrego gospodarze nie potrafili zagrozić bramce Cecha, a następnie Schwarzera. Z drugiej strony zagrożenie było jedynie przy stałych fragmentach gry, lecz w tych, także obrońcy spisywali się bez zarzutu. Sprawdziła się stara piłkarska zasada, mówiąca o tym, że budowanie składu należy zacząć od defensywy, bo przecież kiedy bramek się nie traci, to nie trzeba ich strzelać.
W Polsce kochamy piękne porażki. Z Niemcami walczyliśmy, prawie zremisowaliśmy, a chłopaki wypluwali płuca, byleby przegrać jak najmniej. W prawdziwym futbolowym świecie liczą się jednak przede wszystkim trofea, a te przynoszą pieniądze. Za porażki nikt nie zapłaci, o zwycięzcach pamięta się latami.
Niefortunnie brzmią teraz słowa Jose Mourinho, który lekceważąco wypowiadał się o taktyce West Hamu. „The Special One” krytykował podopiecznych Sama Allardyce`a za styl, który jego zdaniem przypominał XIX – wieczny futbol. Czym różniła się jego ekipa od drużyny „Młotów”? Niczym, każdy kto zna charyzmatycznego szkoleniowca, powinien wiedzieć, że w swych gierkach nie zawsze pozostaje do końca fair. Na pomeczowej konferencji słyszeliśmy jedynie o perfekcyjnie zrealizowanych założeniach taktycznych, o futbolu sprzed dwustu lat - nikt nie wspominał.
„Mou” może zostać pierwszym trenerem, który wygra Champions League z trzema różnymi zespołami. Jest zdeterminowany, zrobi wszystko, aby to osiągnąć. Nie liczy się styl, ważne są tylko wyniki, które usatysfakcjonują właściciela, kibiców i jego samego. Jedynym, ale za to niepodważalnym argumentem, broniącym złego stylu, są zwycięstwa, a tych Mourinho odnosi sporo.
W futbolu, jak i w życiu. Możesz nie mieć inicjatywy, a i tak kontrolować przebieg wydarzeń. Oczywiście, Chelsea jeszcze daleko do końcowego triumfu, a przyjętą taktykę będziemy oceniać po rewanżu. We wtorkowy wieczór spotkały się drużyny solidne o żelaznej dyscyplinie, kto chce oglądać futbol finezyjny – niech włączy dziś spotkanie Realu z Bayernem, tam z pewnością go nie zabraknie.
Media są zgodne. Atletico grało w piłkę, Chelsea na boisku tylko była. Dobrze, tylko gdy popatrzymy na tablicę wyników, zobaczymy tam dwa zera, a to przy angielskiej drużynie wcale nie jest mniejsze. Rezultat cieszy londyńskich fanów, a także nie smuci Hiszpanów, bowiem w rewanżu może zdarzyć się wszystko.
Jose Mourinho nie musi nikomu nic udowadniać. Zdołał on, będąc jeszcze trenerem Realu zdobyć 100 punktów oraz 120 goli w sezonie. Dobry trener nie zmienia swojej taktyki, geniusz potrafi dopasować ją do okoliczności.
To spotkanie było przykładem perfekcjonizmu w defensywie. Do czasu kontuzji Johna Terrego gospodarze nie potrafili zagrozić bramce Cecha, a następnie Schwarzera. Z drugiej strony zagrożenie było jedynie przy stałych fragmentach gry, lecz w tych, także obrońcy spisywali się bez zarzutu. Sprawdziła się stara piłkarska zasada, mówiąca o tym, że budowanie składu należy zacząć od defensywy, bo przecież kiedy bramek się nie traci, to nie trzeba ich strzelać.
W Polsce kochamy piękne porażki. Z Niemcami walczyliśmy, prawie zremisowaliśmy, a chłopaki wypluwali płuca, byleby przegrać jak najmniej. W prawdziwym futbolowym świecie liczą się jednak przede wszystkim trofea, a te przynoszą pieniądze. Za porażki nikt nie zapłaci, o zwycięzcach pamięta się latami.
Niefortunnie brzmią teraz słowa Jose Mourinho, który lekceważąco wypowiadał się o taktyce West Hamu. „The Special One” krytykował podopiecznych Sama Allardyce`a za styl, który jego zdaniem przypominał XIX – wieczny futbol. Czym różniła się jego ekipa od drużyny „Młotów”? Niczym, każdy kto zna charyzmatycznego szkoleniowca, powinien wiedzieć, że w swych gierkach nie zawsze pozostaje do końca fair. Na pomeczowej konferencji słyszeliśmy jedynie o perfekcyjnie zrealizowanych założeniach taktycznych, o futbolu sprzed dwustu lat - nikt nie wspominał.
„Mou” może zostać pierwszym trenerem, który wygra Champions League z trzema różnymi zespołami. Jest zdeterminowany, zrobi wszystko, aby to osiągnąć. Nie liczy się styl, ważne są tylko wyniki, które usatysfakcjonują właściciela, kibiców i jego samego. Jedynym, ale za to niepodważalnym argumentem, broniącym złego stylu, są zwycięstwa, a tych Mourinho odnosi sporo.
W futbolu, jak i w życiu. Możesz nie mieć inicjatywy, a i tak kontrolować przebieg wydarzeń. Oczywiście, Chelsea jeszcze daleko do końcowego triumfu, a przyjętą taktykę będziemy oceniać po rewanżu. We wtorkowy wieczór spotkały się drużyny solidne o żelaznej dyscyplinie, kto chce oglądać futbol finezyjny – niech włączy dziś spotkanie Realu z Bayernem, tam z pewnością go nie zabraknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz